środa, 26 lutego 2014

Wiktor, Krystyna, Barcelona

Dnia następnego warowali pod recepcją od rana. Kiedy podchodziła do nich rezydentka, ona już nie wierzyła w swoje szczęście. Kto by wierzył po tym wszystkim?

- Dzień dobry! Niech Państwo chwilę poczekają, ja w tym czasie pójdę porozmawiać z kierowniczką.

Ich oczom ukazała się niska, krępa kobieta patrząca znad okularów. Gorzej niż baba w ZUS-ie. Wymieniła kilka zdań z rezydentką i zniknęła w pomieszczeniu służbowym.

Pracownica Itaki miała dla nich cudowną wiadomość.

- Mogą Państwo zmienić pokój!

Ich radość była ogromna, w ułamku sekundy przez ich głowy przelatywały obrazy wspaniałego urlopu, wypoczynku, cichych nocy i spokojnych poranków! Jednak tylko przez chwilę.

- Niestety będzie to możliwe dopiero jutro.
- Szkoda, ale i tak bardzo dziękujemy za pomoc. Jesteśmy bardzo szczęśliwi! Dziękujemy Pani! Ratuje nam Pani urlop!
- I za dopłatą 50 euro...
- Aha...


No tak, to było zbyt piękne żeby mogło być prawdziwe. Nie ma to jak wykorzystać człowieka podpartego do muru. Lżejsi o 50 euro poszli na plażę. Kiedy wrócili po dobrych paru godzinach, w ich pokoju rozbrzmiewał dzwonek telefonu hotelowego. Nieśmiało podniosła słuchawkę.

- Heloł?
- You can change your room today, but now, ok?
- Ok!

Nawet bardzo ok! Zyskali jedną noc bez odgłosów dżungli! Z drugiej strony było im jednak żal ludzi, którzy wprowadzą się na ich miejsce. Z ciężkim sercem spakowali swoje bagaże tak szybko jak się tylko  dało i ruszyli do recepcji gdzie otrzymali klucz do nowego pokoju.

Kiedy tak leżeli na świężej pościeli i patrzyli w biały sufit byli przekonani, że już nic złego nie może ich spotkać. Musieli przecież wyczerpać już limit nieszczęścia. Nie wiedzieli jednak, że ich pechowe możliwości należy mnożyć przez dwa.

Dnia następnego mieli się udać na wycieczkę fakultatywną do Barcelony. Miejsce zbiórki znajdowała się ok. 600 m od hotelu. Spacerkiem udali się we wskazany punkt. W końcu byli spokojni. Pierwsza w pełni przespana noc, a już za parę godzin ich oczom ukarze się legendarna katedra!


Ku ich przerażeniu ukazała im się szympansia para idąca w ich stronę.
- O nie, co oni tu robią? Przecież nie chcieli jechać do Barcelony!!! To się nie dzieje!

Kiedy czekali razem z resztą grupy podjechał autobus z logo Itaki. Wysiadła z niego dziwnie wyglądająca kobieta mówiąc:

- Proszę Państwa, zaraz podjedzie drugi bus, jednak w tym mamy wciąż dwa wolne miejsca. Zapraszam więc jakąś dwójkę do nas, a reszta wsiądzie do następnego autobusu.

W tym momencie złapał ją za rękę i poprowadził w stronę tej dziwnej kobiety.
- To my pojedziemy z Panią! - powiedział nad głowami tłumu, po czym dodał szeptem tylko do niej - Tym sposobem nie będziemy razem z dzikusami!
- O faktycznie! Tak! Cudowny pomysł! - przyklasnęła uradowana.

Gdy tylko drzwi autobusu się za nimi zamknęły, a oczy wszystkich pasażerów skierowały się na nich wiedzieli, że coś jest nie tak. Jak okiem sięgnął nie widzieli dwóch miejsc wolnych. Dostrzegli jakieś jedno z przodu, ale to tyle.

- Przepraszam, gdzie są te wolne miejsca?
- Jedno tutaj, a drugie tam na końcu autobusu.

Spojrzała na niego z takim smutkiem, niedowierzaniem i błaganiem żeby to nie była prawda.

- To ja usiądę tutaj, a Ty idź tam. -  to było jedyne co mógł wycedzić przez zęby.


On i Krystyna

Siedzę w samym środku jakieś zwariowanej rodzinki. Koło mnie babcia, a ci obok to jej córka wraz ze swoim synem. Musieli późno wstać, bo ta młoda kobieta robi makijaż w trakcie jazdy. Akurat maluje oczy, kiedy kierowca autobusu hamuje. Oburzona tym faktem (bo przecież jak autobusy mogą hamować), prycha powietrzem z dezaprobatą, zmywa makijaż i zaczyna od początku. Rezydentka snuje opowieść o historii miasta, a babcia obok dokładnie notuje każde jej słowo. W sumie niedokładnie bo jej zapiski wyglądają tak: "Antonio Gaudi zmarł wpadając pod tramwaj w Barcelonie w 1926 r... albo 1928". Widocznie słuch już nie ten... lub pamięć.


Ona i Wiktor

Jestem tak zła, że nie patrzę w okno tylko przed siebie, na cały autobus uśmiechniętych ludzi. Niech to szlag! Siedzę i tak z brzegu, więc oglądanie widoków jest ograniczone przez "tatę", obok którego przyszło mi zająć miejsce. Zamykam z tej złości oczy i słucham głosu rezydentki opowiadającej historie tego regionu. Nagle opowieść przerywa mi kaszel małolata siedzącego obok (dzieli nas przejście). Po 4 kaszlnięciach otwieram oczy i widzę jak mały wkłada głowę to przeźroczystej siatki foliowej i zwraca całe śniadanie. Łzy napływają mi do oczu. Chcę stąd uciec, chce wysiąść, chcę do przodu... dlaczego ja? Dlaczego mnie to spotyka?! Ratunku!


I tak do samej Barcelony...

wtorek, 18 lutego 2014

Resident Evil

Nastał nowy dzień, nowe nadzieje. Pocieszali się nawzajem, że są jeszcze w stanie coś zmienić. Wierząc w swoje siły poszli do recepcji i poprosili o zmianę pokoju. Spotkali się z odmową. Nie poddali się jednak tak łatwo. Poczekali do popołudnia i udali się na spotkanie z rezydentką. Usiedli z przodu chcąc załatwić całą sprawę jak najszybciej. Kiedy do sali wchodziła sympatyczna pracownica biura podróży, szympansy nie były jeszcze obecne. Wycieczki fakultatywne nie leżały widocznie w kręgu ich zainteresowań. Zmiana pokoju również. 

- Witam Państwa serdecznie na waszych wymarzonych wakacjach!

 http://www.ogloszeniaturystyka.pl/

Tiaa... pomyśleli oboje. Szczególnie, że w tym momencie otworzyły się drzwi i do sali weszła czarnowłosa, nie wypowiadając ani jednego słowa. Usiadła zblazowana (jak ta choroba lokomocyjna może człowieka wykończyć!) i patrzyła na otaczający ją świat ze zniesmaczoną miną. Po 20 minutach przybył również jej szympansi rycerz.

- Opowiem Państwu o możliwych wycieczkach fakultatywnych, a następnie chętni będą mogli wpłacić u mnie pieniądze. 

Siedząc jak na szpilkach w pierwszym rzędzie rozmyślali wciąż nad tym czy uda im się wywalczyć chociaż trochę spokoju. Atrakcje, jakie Hiszpania miała im do zaoferowania zeeszły na drugi plan.


Po opowieściach o corridach, flamenco i kiełbasie chorizo oraz 2 godzinach spędzonych w jednym pomieszczeniu z dzikusami byli strasznie poddenerwowani. Wiadome było, że nie mogą poruszyć tematu uciążliwych sąsiadów w ich obecności, czekali więc, aż opuszczą salę. Oni jednak jak na złość nie ruszali się ze swoich miejsc. Ostatecznie zostali w piątkę. 

Szympans podszedł do biurka rezydentki i zaczął snuć wizję swojej idealnej wycieczki fakultatywnej.

- To co tu Pani mówiła to same nudy, słabe te wycieczki. Ja to bym chciał rejs katamaranem, rozumie Pani? Żeby napiep**** głośna muza i żeby alkohol lał się strumieniami. Jak byliśmy na Ibizie to był taki katamaran i teraz też chcemy.

Zdziwienie, żal, strach i zażenowanie w oczach rezydentki - bezcenne.

- Yyy... Tak, jest coś takiego w ofercie, co prawda zainteresowanie tą wycieczką było zawsze zerowe, dlatego nie opowiadałam o tym podczas spotkania, ale przygotuję Państwu na jutro informacje o tej atrakcji. Proszę podejść do mnie po śniadaniu.
- No. To do jutra. - odrzekł, wstał i wyszedł, a ona zaraz za nim.


Rezydentka spojrzała na pierwszy rząd, uśmiechnęła się i zaprosiła ich do stolika. Podchodzili do niej z ręką na sercu. Wiedzieli, że to ich ostatnia szansa, ostatnia deska ratunku.

- Zanim przejdziemy do wycieczek fakultatywnych, mamy do Pani inną sprawę. - powiedział rzeczowo.
- Tak?
- Widziała Pani tę parę przed nami? Tak się składa, że to nasi sąsiedzi. Co więcej, nasze pokoje rozdzielone są cienkimi drzwiami co powoduje, że słyszymy wszystko, co mówią, a jak mówią miała Pani okazję się przekonać przed chwilą . Byliśmy już w recepcji w sprawie zmiany pokoju, ale odprawili nas z kwitkiem.
- Pierwsze słowa, jakie wypowiedziała Czarnowłosa to było "fak mi fak mi", a w nocy wymiotuje! - dołożyła swoje trzy (gorsze) grosze. - Niech Pani coś zrobi, błagamy! Nie wytrzymamy obok nich cały tydzień! Proszę! - tutaj nasza bohaterka zrobiła oczy niczym kot ze Shreka, a że te oczy są wielkie to łatwo się przesuszają, czego skutkiem są stojące w oczach łzy.

Rezydentka spojrzała na nich i powiedziała:
- Podejdziemy zaraz razem do recepcji, zobaczę czy uda mi się coś zrobić. Proszę być dobrej myśli. Tymczasem chcieliby Państwo wybrać się na jakąś wycieczkę fakultatywną?
- Tak, Barcelona.


Po wypisaniu odpowiednich kwitków udali się w trójkę do recepcji. Ona trzymała mocno kciuki, podczas gdy rezydentka podchodziła do lady. Pracownicy hotelu co rusz patrzyli to na nią, to na nich, aż w końcu ze współczuciem pokiwali głowami.

Szczęście w ich sercach rosło tym bardziej im bardziej zbliżała się do nich rezydentka. Pełni nadziei patrzyli na jej usta, gdy wypowiadała:

- Dzisiaj nic nie da się zrobić, ale jutro przychodzi kierowniczka zmiany i może z nią uda nam się coś załatwić. Umówmy się o 11.00 przy recepcji.
- Dobrze.

Tej nocy objawy choroby lokomocyjnej ewidentnie się nasiliły. Dobrze, że przez drzwi nie można się zarazić, ale ręki lepiej nie podawać. 

wtorek, 11 lutego 2014

Puk puk - kto tam?

Oto kolejna porcja przygód naszych bohaterów... :)

Pozbierali szybko swoje bagaże i udali się do pokoju złorzecząc na los, jaki ich spotkał. Idąc wzdłuż korytarza minęli pokój niechcianych sąsiadów, wpatrując się w ich drzwi z niedowierzaniem.

- Czy może być gorzej? - powtarzali sobie w myślach.

Kiedy już otworzyli drzwi do swojego pokoju nie byli zachwyceni. Pomieszczenie nie urzekło ich poziomem komfortu.  Nie było źle, ale do poziomu super wakacji jeszcze sporo brakowało.


W pokoju znajdowała się dodatkowa para drzwi prowadząca... do sąsiadów! Podeszli szybko sprawdzić czy są zamknięte. Uff... co za ulga. Chociaż coś. Usiedli na łóżku bez słowa i tylko popatrzyli na siebie smutno nie mogąc uwierzyć w pecha, który ich nie opuszcza. Wtem ciszę zmącił hałas po drugiej stronie ściany. Dzikusy wpadły do swojego pokoju.

- Ale wyro! O fak mi! Fak miii!! - wykrzyczała czarnowłosa.

No pięknie. Szympansy są w okresie godowym, a przynajmniej samica. Ogarnęła ich przerażająca myśl - ich może być więcej!

- Czekaj, co to k***a za drzwi?

Słyszą jak podchodzi do drzwi, jak łapie klamkę i... za wszelką cenę chce zobaczyć co jest po drugiej stronie. Biorąc pod uwagę hałas jaki narobił szympans naprawdę niewiele brakowało.



Postanowili nie być świadkami rozmnażania się przez pączkowanie, włożyli więc jak najszybciej buty i wyruszyli na plażę. Jedyne czego było im trzeba to usłyszeć kojący szum morza i poczuć delikatny piasek pod stopami. Im bliżej byli upragnionej wody tym ich serca bardziej przepełniał upragniony spokój. Ale nie! Jak okiem sięgnął wszędzie żwir. Ziarnka piasku wielkości kamlotów znad Warty. Podchodząc do morza zdążyli poranić sobie stopy. Usiedli na brzegu praktycznie totalnie załamani.

- Słyszysz jak mocno biją fale? - powiedział cicho.
- Tak, słyszę.
- Coś mi się wydaje, że tutaj nie ma łagodnego zejścia do morza, tylko od razu jest głęboko.

Siedzą dalej na brzegu teraz już w pełni totalnie załamani. Ona ze łzami w oczach, on z ciśnieniem 250/150.



- Wracajmy już do hotelu. Jutro też jest dzień. Zobaczysz reszta wakacji będzie miła, fajna, przyjemna! - dziewczyna próbuje go pocieszyć, chociaż tak naprawdę sama potrzebuje pocieszenia. Zresztą, słysząc swój głos sama nie wierzyła w to co mówi.

Kiedy wrócili do pokoju wszędzie panowała cisza. Szympansy musiały się mocno zmęczyć i pewnie smacznie śpią. Ta myśl nie pocieszyła ich jednak w ogóle i w posępnych nastrojach położyli swe głowy na poduszkach. Już mieli zamknąć oczy kiedy okazało się, że bardzo się mylili.


Dzikusy w między czasie opuściły pokój i postanowiły wrócić akurat w momencie gdy nasi bohaterowie układali się do snu. Ściany były tak cienkie, że słyszeli każde ich słowo. Nie było to trudne, mówili tak głośno, że umarlaka by obudzili. Przez ścianę można było nawet usłyszeć jaki kanał oglądają w telewizji.

To jednak nie koniec historii. Dzikusy postanowiły zrobić także przemeblowanie, przesuwając łóżko w każdą stronę, najczęściej uderzając ramą w drzwi między pokojami. Jednak najsmutniejsze było to, że czarnowłosej odezwała się najpewniej choroba lokomocyjna i wymiotowała w łazience.

Po godzinie mieli już dość. Była późna noc, zmęczenie po podróży mocno dawało się we znaki. Coś w niej pękło i nie mogła wytrzymać ani minuty dłużej. Wyskoczyła z łóżka i zaczęła pukać w drzwi łączące dwa tak różne światy.


- O k***a ktoś puka! Weź ścisz telewizor!

Mimo choroby lokomocyjnej czarnowłosa miała dobry słuch.

- Tak? - zapytała tak słodko, że aż miło było tego słuchać.
- Możecie być ciszej?! - krzyknęła ze złością ze swojego pokoju - Tutaj wszystko słychać!
- A co? Przyjechałaś tu spać czy się bawić? - jej głos pozbawiony był już jakiejkolwiek nuty słodyczy.

Mimo, że w ich pokoju było ciemno, czuli, że jest z nimi ktoś jeszcze. Bezradność.


Uwierzycie, że to jeszcze nie koniec perypetii naszych bohaterów? :) Przypominam, że hisotria oparta jest na faktach! :)

sobota, 1 lutego 2014

Dzikie wybrzeże

Dolecieli! Cali i zdrowi. Orkan Ksawery miał przecież przyjść dopiero za pół roku! Było już późno, ale hiszpańskie powietrze wciąż było nagrzane. Po odebraniu swoich bagaży udali się do hali przylotów, gdzie czekały panie rezydentki.

- Witamy Państwa serdecznie! Osoby udające się na Costa Brava prosimy stanąć po stronie lewej, natomiast tych, którzy wybierają się na Costa Dorada zapraszamy na prawo.

www.itaka.pl

W trakcie uzgadniania, która to lewa, a która prawa ręka zauważyli kątem oka, że szympansy podążają w ich stronę. 

- No to pojedziemy jeszcze razem autobusem - powiedziała po cichu, jakby do siebie. Jej rozmyślania przerwał jednak głos prosto z dżungli.

- Gdzie tu można zajarać?
- Musi Pan wyjść przed lotnisko. - odpowiedziała zmieszana rezydentka - Proszę tylko uważać bo zaraz będziemy przechodzić do autobusów. 
- Chodź mała.

Czarnowłosa nie była jednak taka mała. Dzięki szpilkom sięgała przecież prawie nieba. Nie minęło 10 minut, jak musiała pomaszerować w nich do podstawionego autobusu.

lubiepodroze.eu
   
- Państwo, którzy mieszkają w hotelu A, B i C proszę wkładać swoje bagaże tutaj. Natomiast Ci, którzy udają się do hotelu X, Y i Z niech przejdą na drugą stronę. - krzyknęła rezydentka nad głowami rozentuzjazmowanego tłumu.

Czarnowłosa była chyba już bardzo zmęczona, bo słysząc, że ma przejść kolejne 10 m powiedziała siarczyste:
- K****

Tak siarczyste, że aż spadła jej walizka z krawężnika. No to poprawiła na bardziej siarczyste.

W autobusie siedzieli niedaleko nich. Za kierownicą siedział Paco (czego dowiedzieli się od rezydentki). Do pokonania mieli 60 km. Niby mało... ale miała to być niezwykle długa podróż.

- Hello Paco! Hehehe! - powiedziała po angielsku małpa - Gdybym wiedział, że tak długo pojedziemy to wyciągnąłbym tę drugą ćwiartkę!

Imię Paco od razu przypadło mu do gustu. Wymieniał je wielokrotnie. Nadaremno.

instytutdegustacji.wordpress.com

Ciężko powiedzieć czy mówił to do Czarnowłosej, kierowcy czy też do wszystkich pasażerów. Jedno jest pewne - oni słyszeli każde słowo. Na przystankach modlili się cicho żeby afrykańska para opuściła już autobus i pozwoliła im w końcu rozkoszować się wakacjami. Serce biło im coraz mocniej na samą myśl, że mogliby dzielić hotel z takimi dzikusami...

Modlić należy się głośno, inaczej Bóg może nie usłyszeć. Tak właśnie było z ich wołaniem o pomoc.

Wysiedli wszyscy razem i udali się do lobby. Recepcjonistki rozdały gościom karty do pokojów oraz formularze osobowe. Podczas odpowiedzi na pytania dotyczące imion, nazwisk i numerów buta, szepnął do niej konspiracyjnie:

- Podejrzyj jaki numer pokoju ma szympans...
- 305 - odpowiedziała, skrzywiając sobie szyję - a my?
- ...
- A my??
- 306.

www.bankowynet.pl

Follow Me