poniedziałek, 24 marca 2014

Chora choroba

Co to się działo przez ostatnie dni?! Pewnej środy wstaję ładnie rano, a tu gorączka 38,2 czyli jak na moje standardy strasznie wysoka temperatura. Decyzja podjęta natychmiast - wizyta u lekarza i telefon do pracy, że mnie nie będzie. Praca to przyjęła, a lekarz nie. Wizyta dopiero dnia następnego. Co za żenada...

Patrzę co my tu mamy w domowej apteczce i są dwa opakowania Apapu dobrego na wszystko. Jak się jednak okazało nie na moją gorączkę, bo wzrosła do 39 stopni. Tutaj następuje moment przerażenia. Co się ze mną dzieje? Nigdy nie miałam tak wysokiej temperatury! Wpadam na pomysł, że zrobię sobie herbaty, ale nie mam sił wstać do kuchni. To może śniadanie? Trzeba przecież jeść żeby organizm mógł walczyć z chorobą. Z tym że śniadanie też jest w kuchni. No to może później... czyli jak się okazało za 5 dni. Miło mi jednak ogłosić, że  powoli  wracam do świata żywych :) Dzisiaj udało mi się wyjść w końcu z łóżka... niestety tylko dlatego, by znowu spotkać się z lekarzem. 

Jakiś czas temu udało mi się wygrać dwa cukierasy: girlandę u Karoliny z All About Home i papierową torbę u Oli z Coś o Literach. Nie jest to taka zwykła torba. Na pewno kojarzycie ją z różnych skandynawskich inspiracji. Papier jest bardzo gruby i strasznie ciężko go wywinąć. Co mnie jednak zaskoczyło to jej wielkość! Jest ogromna! Okazało się, że mój największy wazon wraz z wielgachnym bukietem tulipanów wchodzi cały do środka i nie widać ani szkła, ani kwiatów. Pozostał więc drugi pomysł - miejsce do przechowywania papierów do pakowania prezentów. Tak też zostanie. Niestety obecne mieszkanie nie pasuje zbytnio do mojej designerskiej torby :/ Wszystko jednak wskazuje na to, że niedługo będzie trzeba zmienić cztery kąty. Niestety w dalszym ciągu nie na swoje. Mam nadzieję, że nowe lokum będzie jaśniejsze, a tym czasem zobaczcie jak cukierasy zadomowiły się u mnie :)




poniedziałek, 17 marca 2014

Kali jeść, Kali pić, Kali pisać ładnie!

Litery, czcionki, fonty! Ach, ach, ach!

Piękne pismo było zawsze obiektem mojego pożądania! Przygotowując prezenty czy podpisując tagi szperałam w Internecie, szukałam odpowiedniej do okazji czcionki i ją zwyczajnie małpowałam. Ręcznie! Najpierw ołówkiem, a później poprawka flamastrem albo długopisem żelowym.


Tak się wkręciłam w to literkowe szaleństwo, że zakupiłam zestaw do kaligrafii i zaczęłam zgłębiać temat. Jednak nie mając odpowiedniego nauczyciela zaczynasz się gubić. Zwyczajnie nie wiesz jak poprowadzić rękę, a zmienia się to w zależności od danego pisma.


Inna sprawa, że pisanie atramentem jest cholernie uciążliwe. Co rusz trzeba maczać stalówkę w słoiczku i po chwili ręka aż do łokcia przybiera kolor błękitu. Nie można się jednak tak łatwo poddawać! Chcąc opanować sztukę pięknego pisma postanowiłam poszukać warsztatów. Owszem są takowe, ale głównie w Krakowie. Na szkolenia w Poznaniu musiałam trochę poczekać, ale w końcu się doczekałam!

Pismo, które zawładnęło moim sercem nazywa się Copperplate (zwane równiez kursywą angielską). Jest chyba najtrudniejszym pismem, od jakiego można zacząć naukę kaligrafii! Pełno w nim zawijasów i ozdobników! Nazwa pochodzi od miedzianych płytek, na których uczono się tego pisma.


Dlaczego Copperplate jest takie trudne, a zarazem wyjątkowe? Przede wszystkim wyróżnia się stalówką, jaką się pisze. Nie jest ona ścięta jak w wiecznych piórach, które dobrze znamy, a elastyczna tzn. pod wpływem nacisku rozszerza się, uwalniając więcej atramentu i tworząc grubszą kreskę.


To jednak nie koniec. Kąt pochylenia pisma wynosi 55 stopni i pióro należy trzymać tak, aby znajdowało się równolegle z pionowym pociągnięciem. Powoduje to, że pisze się niejako w poziomie, a nie w pionie, do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Nie powiem, ale ciężko się przestawić i mózg normalnie wariuje!


Warsztaty trwały 4 godziny, ale to co mnie interesowało można było zawrzeć w max. 30 minutach. Podzielę się z Wami najciekawszymi (według  mnie) informacjami, które z powiodzeniem będziecie mogli wykorzystać u siebie.

Jak stworzyć fałszywą kaligrafię? 

Cały szkopuł polega na tym aby zaopatrzyć się w miękki ołówek. Każda linia jaką prowadzi się z góry do dołu powinna być gruba (przyciskamy ołówek/elastyczną stalówkę), natomiast linia prowadzona z dołu ku górze - cienka. Na tym polegało ćwiczenie nr 1. Następnie uczymy się prowadzić jedną ciągłą linię stosując się do opisanych powyżej zasad.

Na koniec najtrudniejsze - owal. Zawsze zaczynamy z prawej strony i linię prowadzimy najpierw ku górze, następnie grubszą linię ku dołowi i ponownie cienką ku górze. 



Znając powyższe zasady spróbujcie coś napisać pismem Copperplate :) Aczkolwiek tym sposobem można małpować każdą ozdobną czcionkę - proste prawda?  





poniedziałek, 10 marca 2014

Ostatnia transakcja międzynarodowa.

Czas już kończyć tę koszmarną podróż... 

W drodze na lotnisko nasi bohaterowie siedzieli sobie spokojnie w autobusie, rozmyślając o tym, co czeka ich w domu. Dzikusy siedziały kilka miejsc z przodu. Na tyle daleko, że nie było ich ani widać, ani słychać. Coś jednak musiało wydarzyć się w ich bujnych głowach, bo postanowili się nagle przesiąść. Za naszych bohaterów. 

:|

Po wymianie spojrzeń usłyszeli jak Czarnowłosa rozmawia przez telefon ze swoją rodzicielką.
- Halo, mama? Cześć to ja... Jedziemy właśnie na lotnisko. Tak, tak jesteśmy jeszcze w Hiszpanii. Słuchaj taka sprawa. Pożycz mi stówę, bo nie mamy za co wrócić do domu.


Następuje chwila ciszy, w której mama musiała wypowiedzieć do ucha Czarnowłosej co myśli na ten temat.

- Oesu! Jak to na co straciłam? Na jedzenie, picie, wycieczki! Weź nie zrzędź tylko mi pożycz, bo nie mamy na autostradę no. 


Znowu cisza. Mama musiała okazać się nieprzejednana lub z doświadczenia wie, że raz pożyczone pieniądze nigdy do niej nie wrócą. W każdym razie błyskotliwość umysłu Czarnowłosej pozostawała na wysokim poziomie.

- No to powiedz Sebastianowi żeby mi pożyczył! No spytaj się go! No dobra czekam.

Sebastian to pewnie brat Czarnowłosej... albo konkubent matki... W całym autobusie czuć napięcie - czy ktokolwiek pożyczy im te pieniądze, czy zostaną w Poznaniu już na zawsze?!


- No jestem, jestem. Widzisz! I po co było się tak drzeć? No, no, no. To cześć.

Słychać jak ciężki kamień z serc dzikusów spada z hukiem na podłogę autobusu. Jednak Czarnowłosa wciąż ma pewne wątpliwości.

- Sebastian powiedział, że nam pożyczy. Ma przelać pieniądze na moje konto, ale tak się zastanawiam czy dojdzie dzisiaj za granicę?


Bardzo trudno jest utrzymać śmiech wewnątrz człowieka i nie pozwolić mu wyjść na zewnątrz. Nawet jeśli uda Ci się nie wydać dźwięku, Twoje całe ciało miotane jest trzęsiączką. I nic nie pomaga. Nawet wbicie paznokci w siedzenie. 

Podczas gdy nasi bohaterowie starali się utrzymać śmiech w obrębie własnych ciał (byli świadomi zagrożenia gdyby im się nie udało) między dzikusami nastąpiła chwila konsternacji. Można było niemalże usłyszeć trybiki w ich głowach, które z oporem się zazębiają. Zębatka z chrzęstem, ale jednak, obraca się do przodu. W końcu wódz plemienia przemawia.

- Ej, ale konto masz w Polsce nie?
- Aaa no tak. - odpowiedziała Czarnowłosa, bez przekonania i zrozumienia. 

Dobrze, że te wakacje się już skończyły, ale koszmar minionego lata zawsze może wrócić. Tym razem do Was. 

Mwuehuehue.

(Znowu ten mściwy śmiech!)


Bez odbioru.
Lufcik

Follow Me