wtorek, 10 grudnia 2013

Tanie latanie

Od jakiegoś czasu na mailu, Facebooku itp. pojawiają się oferty tanich lotów. Na pewno wiecie o czym mówię, bo na 100% Was też kuszą ofertami na Malediwy, Karaiby, Barcelona Girona itp. Przyszedł więc dzień, w którym postanowiliśmy wypróbować to "tanie latanie" na własnej skórze. 

Źródło: fanpage Ciekawski Podróżnik

Do testów wzięliśmy najtańszy lot do Oslo, który kosztował całe 29 zł od osoby w jedną stronę. Gdzie tkwi haczyk taniego latania? W bagażu. Dozwolone są dwie torby podręczne - jedna większa do 10 kg i mniejsza damska "torebka". Nie wolno przewozić żadnych płynów powyżej 100 ml, trzeba się więc zaopatrzyć w małe buteleczki z szamponem, płynem pod prysznic, płynem do demakijażu, pastą do zębów, zrezygnować z pianek do włosów, kremów, maseczek i peelingów - ot taka mała niedogodność. Do tego dochodzi komfort podróży. Nie oszukujmy się - jest mało miejsca. Mówią to nawet takie karzełki jak my. Mam wrażenie, że Ryanair tak widzi swoich pasażerów:

Źródło: http://todayilearned.co.uk/2013/07/03/how-certain-low-cost-airlines-see-their-passengers/

Jednak co ważne (szczególnie gdy się leci do Norwegii) to fakt, że można spokojnie zabrać ze sobą jedzenie. I tak wyposażeni w kanapki, krakersy, muffiny i kabanosy czekaliśmy na dzień ostateczny. Wtedy też nad Polskę nadciągnął huragan. To trzeba mieć szczęście... Loty z Gdańska odwołane, na każdym kanale trąbią o ofiarach, szkodach, paraliżu komunikacyjnym i puszczają film z samolotem, który nie może wylądować.


Jestem już przestraszona nie na żarty więc idę zobaczyć jak wygląda sytuacja za oknem. Widzę różnej maści ptaszuny, które bardzo próbują lecieć, ale średnio im wychodzi. Gramolą się więc na balkon bo przecież pod dachem i karmnik nawet jest. Patrzyłam sobie na nie i przez chwilę przestałam się bać - bo poczułam żal na widok tych ptaszków (ale tylko przez 2 dni, bo po powrocie trudno było niezauważyć co po sobie zostawiły - dzięki ptaszuny). I jeszcze pokazują to zdjęcie w telewizji:

Źródło: www.kciuk.pl 

Na stronie Ławicy widzimy, że odprawa naszego lotu się właśnie rozpoczęła - ruszamy więc na lotnisko! Do bagażu podręcznego wkładam także moje obawy. I słusznie, bo już wchodząc po schodach na pokład miałam problemy z utrzymaniem równowagi. Biorąc pod uwagę, że nie lubię za bardzo latać (pewnie wynika to z choroby lokomocyjnej) to normalnie wypiłabym sobie jakiegoś drinka żeby się rozluźnić, ale była 12 w południe więc w pełni trzeźwa i przerażona siedziałam w samolocie czekając na start. To co stało się później pragnę już na zawsze wymazać z mojej pamięci. Napięcie wszystkich mięśni, wbijanie paznokci w siedzenie, zmiany wysokości, szalejący błędnik i... łzy. Nad chmurami oczywiście piękne, czyste i spokojne niebo. 

Wiem jedno - nie dam dziecku na imię Ksawery!


Lufcik

5 komentarzy:

  1. Ksawery może nie, ale do Ksawerowa zapraszam.....;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny i zabawny wstęp do wycieczki. Mam nadzieje na kontynuacje, bo i mnie taka wycieczka interesuje.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie i zabawnie jest dopiero z perspektywy :) wtedy było strasznie! Co do kontynuacji to już niebawem :)

      Usuń
  3. nie przepadam za lataniem samolotem, także rozumiem jak mogłaś się czuć w czasie tego lotu.

    OdpowiedzUsuń

Follow Me